Zazwyczaj drugim krokiem jest fizjoterapia, rehabilitacja, medycyna naturalna, chińska, ajurweda, ziołolecznictwo, fitoterapia, masaże, suplementy diety i inne... I to też jest właściwe. Z czasem okazuje się, że poprawa następuje na moment, ale często wracamy do punktu wyjścia. I albo tkwimy w tym zaklętym kręgu, albo zauważamy, że oprócz ciała mamy emocje i że te emocje wpływają na naszą kondycję fizyczną.
Jeśli znajdziemy w sobie odrobinę odwagi, odłożymy na bok wstyd i inne ograniczenia, jesteśmy zdeterminowani i otwarci na zmiany, kolejnym naszym krokiem jest zapisanie się na psychoterapię. I to jest właściwe. Jakość naszego życia się poprawia, ale... Ciągle napotykamy trudności, które wytrącają nas z równowagi, cyklicznie się powtarzają, których nie możemy rozwiązać, które stoją na drodze do pełni szczęścia. I albo poszukujemy dalej, albo godzimy się z naszym losem, bo mama miała tak samo, bo jestem pechowa, bo takie mam geny, bo taki mamy klimat, bo nie mam na to wpływu.
Przez wiele lat powtarzano nam w szkole i mediach, że liczy się tylko dowód naukowy, logika, fizyka newtonowska, grawitacja czy wymiar 3D. Poza „Myślę, więc jestem” nie ma już nic. Boga nikt nie widział, więc nie istnieje. Od wielu lat trwa deprecjonowanie wiary i wyśmiewanie „cudownych uzdrowień”. Trwa to tak długo, że nie zauważyliśmy, iż powstała nowa religia: „Wierzę w naukę”. Zapomnieliśmy, że są inne wymiary życia ludzkiego, że człowiek jest istotą wielowymiarową. Pojawiają się jednak nowe dyscypliny naukowe, takie jak fizyka kwantowa, niektóre na razie niszowe lub nieuznawane przez środowiska akademickie, między innymi: biologika, epigenetyka czy totalna biologia, które dostarczają dowodów na to, że człowiek to nie tylko ciało, chemia, fizyka czy matematyka. Jesteśmy energią, dziedziczymy w genach traumy rodzinne, a geny odpowiedzialne za choroby można dezaktywować.
Mało tego – mamy na to wpływ i możemy dokonywać trwałych zmian, aby nie wracały do nas jak bumerang. Co ciekawsze, nikt nie zrobi tego za nas. Nie ma lekarza ani rehabilitanta, któremu możemy powierzyć swoje zdrowie i oczekiwać uzdrowienia.
Czym się zajmuję? Postrzegam człowieka jako istotę wielowymiarową. Przyglądam się holistycznie problemom, z jakimi się borykmy, i w zależności od złożoności tematu proponuję pracę na różnych poziomach. Czasem nawracające zapalenie zatok wymaga pracy na poziomie racjonalnym i emocjonalnym. Trudności w relacji z partnerem mogą wynikać z poziomu racjonalnego, emocjonalnego i duchowego. Niemożność sprzedania mieszkania czy kolejna stłuczka samochodowa może mieć podobne podłoże.
Wieczne poczucie osamotnienia wynikać może jedynie z poziomu duchowego.
Piękne w tej pracy jest to, że jeśli szczerze, z otwartością, całym
sercem i duszą zaangażujemy się w proces „uzdrawiania” sytuacji dzieją się
cuda. Jestem absolutną zwolenniczką odważnego wychodzenia ze skostniałych
przyzwyczajeń i przekonań.